piątek, 10 czerwca 2016

Koniec roku i o tym jak bardzo mam dość swojej szkoły.

Post miał w sumie nie powstać, ale byłam zmuszona się czymś zająć na świetlicy, żeby ne zwariować z nudów.
Postanowiłam, że opiszę 10 lat nauki w jednej szkole. Czy muszę tłumaczyć jak bardzo mam dość niektórych twarzy nauczycieli czy uczniów. Kolega mówi, że muszę więc chyba nie mam wyjścia.

Ogółem to nigdy jakoś nie przywiązywałam się do mojej szkoły. Nie najlepiej wspominam podstawówkę i w sumie, to nie ubolewam jakoś nad tym, że klasy "0"-3 pamiętam tylko szczątkowo. Klasę 4 to tak jakby mi wycieli z życia, a z klasy 5 pamiętam jedynie te złe momenty (czyli pamiętam prawie wszystko). Klasa 6 kojarzy mi się z moim osobistym zwycięstwem. Nigdy pewna siebie nie byłam, a kończąc ostatnią klasę podstawówki pokazałam głupim siksom (no i sobie) co naprawdę potrafię i że ze mną nie warto zadzierać.

Do gimnazjum uczęszczałam w tym samym ZSP co w podstawówce, chociaż miałam możliwość i ogromną chęć odcięcia się od tego całego cyrku, ale ostatecznie zostałam tam gdzie wcześniej i w pewnym sensie żałuję do tej pory. Mogę stwierdzić z całą pewnością, że to ta szkoła i otoczenie, wpłynęły zdecydowanie negatywnie na moje obecne samopoczucie i to jak teraz postrzegam świat. Mimo że gimnazjum (zwłaszcza klasę I i II) będę wspominać bardzo dobrze to jestem już wykończona psychicznie. Niektórzy nauczyciele tak działają mi na nerwy, że mam czasami ochotę ich tak zdrowo pier... ekhemm to znaczy uderzyć. Taka pani od historii powiedziała mi dzisiaj, że w sumie to mogę spróbować poprawić sprawdzian, bo na koniec wychodzi mi 4/5, ale po chwili dodała, że ona i tak mi tej piątki nie postawi, więc mogę zrobić co chcę, jeżeli ktoś zobaczy w tym sens niech się do mnie zgłosi, bo ja mam już dość tej kobiety. Następny do odstrzału jest mój były nauczyciel w-fu, który może nie byłby taki zły, gdybym nie musiała przy nim obawiać się o to, że on patrzy tam gdzie nie trzeba...
Wiem, że święta nie jestem. Czasami zdarza mi się przesadzać czy puszczą mi nerwy, przyznaję się bez bicia... ale mi to się zdarza raz na dwa miesiące? A taki nauczyciel wejdzie do klasy i nie daj Boże ma zły humor, tak już koniec mojego marnego żywota, a najśmieszniejszy jest fakt, że ten nauczyciel ma zły humor CAŁY rok... Serdeczna melisa dla tej pani.
Nie tylko nauczyciele działają mi na nerwy. Większość uczniów tej szkoły to przysłowiowe tumany. I nie mam tu na myśli chłopców, a raczej dziewczyny, które na każdej przerwie chodzą za szkołę na fajeczkę i nie mają do powiedzenia nic innego niż to, że ona nie wie czemu jej hybryda odpryskuje (tragedia).
Ostatnio w szatni miałam, dostać uwaga cytuję wpier**l, bo podczas gry w piłkę nożną zwróciłam uwagę, że nie wykopujemy rożnego ze swojej połowy.
Uwielbiam tych ludzi. Naprawdę (wyczuj sarkazm złotko).
Oczywiście w tym całym zamieszaniu istnieją wyjątki, ale to naprawdę trudno je znaleźć. 

Nie wiem jak ocenić klasę, którą kończę. W tym roku wydarzyło się wiele bardzo złych rzeczy, których myślę, że nigdy nie będę w stanie opisać. Teraz, kiedy do zakończenia roku zostało 14 dni, jestem szczęśliwa jak nigdy, bo udało mi się to wszystko przetrzymać.
Nie wiem czy u was ludzie są tak samo fałszywi, ale ja nie mogę przejść przez korytarz, żeby nie usłyszeć od osoby, która prosiła mnie niedawno o pomoc, jakiejś podszeptywanej, przykrej uwagi na mój temat. Z czasem nauczyłam się to ignorować, ale i tak to bardzo denerwujące.

To nie jest tak, że było tylko źle, bo pamiętam mnóstwo śmiesznych, krępujących, miłych chwil, które będę wspominać z uśmiechem na twarzy (złe wspomnienia na dłużej pozostają w pamięci, ciekawe czemu tak jest :/). Niektórych ludzi pozostaje mi właśnie tylko wspominać z uśmiechem, choć wolałabym, żeby było inaczej. Czasami trzeba się z niektórymi wydarzeniami po prostu pogodzić.

 O tym co chcę robić dalej i jaki mam plan na siebie napiszę kiedy indziej. Na chwilę obecną to tyle. Piszcie, jeżeli macie jakieś pytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz